WordPress – szablon czy własny motyw.

Planując projekt strony opartej na WordPress często stajemy przed wyborem – szablon czy własny motyw. Szablon to krótszy czas projektu, własny motyw to większa elastyczność. Pośrednim rozwiązaniem jest child theme – motyw potomny, jedno z ciekawszych rozwiązań WordPress pozwalające na dowolna modyfikację cudzych motywów, dzięki czemu zyskujemy gotowe rozwiązanie, dostosowując interfejs do własnych potrzeb. Ten kierunek to najlepszy sposób na ciekawą stronę przy niedużym budżecie. Na osobną uwagę zasługują motywy komercyjne. Zazwyczaj mają nowoczesny wygląd, są w pełni responsywne i w twórczy sposób wykorzystują animację. Od strony administracji zapewniają pełną kontrolę nad stroną wizualną bez potrzeby znajomości kodu. Z kolei własny motyw zazwyczaj pozwoli nam lepiej zadbać o wydajność interfejsu, jeden z istotnych elementów oceny strony przez Google. Wybór rozwiązań jest szeroki, dzięki czemu zyskujemy elastyczność w kreacji odpowiadającej naszym potrzebom.

Hype „Mobile First”

Popularne hasło webdesignu pod „Mobile First” stało się popularnym słowem wytrychem niczym swgo czasu html5. Niestety patrząc od strony praktycznej jest to kolejny hype marketingowy, który ideologicznie wspiera komercyjną ofertę redesignu istniejących stron. Bo niby czemu mielibyśmy na pierwszym miejscu stawiać mobile? Liczba odsłon z komputerów nadal istotnie przewyższa mobile i pewnie prędko się to nie zmieni. Responsywność jest oczywistym standardem, ale czemu mobile first a nie desktop first? Komputer daje też dużo więcej możliwoścu pod kątem mocy obliczeniowej, więc wersja desktopowa siła rzeczy jest najbardziej multimedialna. O mobile trzeba dbać, ale nie mamy wątpliwości, że „desktop first” to hasło, które odpowiada bardziej odpowiada webowej rzeczywistości.

Digital Signage – dużo ekranów, mało contentu

Od paru lat powoli lecz konsekwentnie rozwija się w Polsce segment Digital Signage. Galerie handlowe, banki i instytucje publiczne inwestują w sieci monitorów, które mogą pełnić funkcję marketingową, informacyjną, ale i wpływają na atrakcyjność miejsca, budując klimat. Za rozwojem infrastruktury nie nadąża natomiast jakość contentu, który przeważnie jest statyczny i w sposób widoczny na siłę przeniesiony z innych nośników bez odpowiedniego redesignu i planowania. Niestety nie doceniamy roli jaką pełni content, co stawia pod znakiem zapytania sens inwestycji w Digital Signage, bo to właśnie skuteczność emitowanych treści ma zapewnić jej zwrot. Przemyślany content, zaprojektowany z uwzględnieniem specyfiki Digital Signage w sposób zdecydowany przekłada się na efektywną promocję i sprzedaż. Content oczywiście powinien być dopracowany graficznie, musi jednak uwzględniać charakter Digital Signage w ogóle, jak i specyfikę konkretnego wdrożenia, przede wszystkim:

  • odległość nośnika od odbiorcy (odpowiednio dobrane rozmiary grafik i czcionek),
  • czas w jakim odbiorca przebywa przy nośniku (przeważnie krótki w sieciach handlowych, nieco dłuższy w bankach),
  • techniki zwrócenia uwagi na publikowane treści – tutaj króluje animacja,
  • powiązanie treści na monitorach z konkretną oferta miejsca sprzedaży.

Poprawienie efektywności Digital Signage nie wymaga wielkich nakładów – wystarczy choćby ciekawa animacja logo firmy czy produktu w miejscu sprzedaży, by odnotować wzrost zakupów. Istotny skok procentowy potwierdzają prowadzone badania marketingowe.

CMS dedykowany czy open source

Pracując w branży od 2002 roku, obserwuję pozycję jaką w projektach webowych zajmują CMSy opensourcowe. Rozwiązania z tych pierwszych lat były niszowe, pozbawione API, które pozwalałyby na łatwą integrację z własnym projektem. Wykorzystanie systemu open source przez wiele lat było też niezbyt dobrze postrzegane – jak garnitur z sieciówki, który do pięt nie dorasta temu szytemu na miarę. Od pewnego czasu obraz rynku technologicznych rozwiązań webowych się zmienił. WordPress, Joomla i Drupal to dojrzałe systemy pozwalające na prostą i stabilną implementację dla dedykowanych interfejsów. Wdrożenia tych aplikacji znajdziemy w serwisach internetowych korporacji i instytucji publicznych, choć nie w tych pierwszoplanowych wdrożeniach, które wciąż pozostają rozwiązaniami dedykowanymi.

Odpowiadając na pytanie z tytułu – wszystko zależy od projektu. Dla stosunkowo prostej strony małego lub średniego przedsiębiorstwa najlepszym rozwiązaniem będzie WordPress. Joomla sprawdzi się w rozwiązaniach bliższych strukturze portalu. Jednak w sytuacji kiedy nasz projekt jest w dużym stopniu rozwiązaniem niestandardowym zawierającym indywidualne moduły, najlepiej postawić na CMS dedykowany. Rozwiązania nietypowe, zarówno w oparciu o open source jak i system dedykowany, zawszy wymagają większego budżetu. Wybierając CMS dedykowany zyskujemy po pierwsze rozwiązanie szyte na miarę, a więc prostsze w obsłudze i mniej podatne na ataki. Po drugie mamy zapewnioną większą stabilność i spójność oprogramowania.

Podsumowując – dla projektów standardowych lepszy jest open source, natomiast dla projektów specyficznych (których przecież jest również sporo) sugerowany jest system dedykowany.

Branża internetowa a koncentracja kapitału

Działając w warunkach gospodarki rynkowej poszczególne branże wykazują różne tendencje w zakresie organizacji i funkcjonowania. Niektóre są bliskie modelowi wolnego rynku (usługi, a do niedawna handel produktami rolnymi), inne przejawiają tendencję do monopolizacji (lub oligopolizacji). Pytanie jak jest z segmentem szeroko rozumianych usług i produktów internetowych? Wydaje się, że pomimo ponad 20 lat istnienia, rynek ten nie jest jeszcze do końca ukształtowany i nie przybrał jeszcze swojej docelowej formy. Wraz z rozwojem tego segmentu stale rośnie liczba serwisów internetowych. Jednocześnie w przeciwieństwie do stanu sprzed 10 lat strony internetowe nie są już niezależnymi bytami. Większość z nich zawiera różną formę integracji z portalami największych korporacji. Fanpage na Facebooku czy Google Plus, pozycjonowanie w Google, własny kanał na YouTube to rozwiązania niezbędne dla firmy traktującej poważnie swoją obecność w sieci. Firmy zyskują pozycję dzięki takim integracjom, jednocześnie jednak następuje koncentracja i standaryzacja bytów internetowych. Wiele mniejszych firm priorytet swojej obecności w sieci widzi w serwisach społecznościowych, a nie we własnej indywidualnej stronie. Coraz powszechniejsze są również tzw. generatory stron internetowych, natomiast optymistyczną formą standaryzacji są narzędzia opensourcowe (WordPress, Joomla, Drupal), które jakkolwiek prezentują typowe dla gospodarki monopolistycznej ujednolicenie formy, to jednocześnie dostarczają darmowe narzędzia rozwoju własnych aplikacji webowych. Oryginalnym i twórczym aspektem gospodarki internetowej jest bowiem automatyczna odpowiedź społeczności wolnego oprogramowania na działania wielkich e-korporacji.

Multimedialna stagnacja na webie

Około 2007 roku było sporo intrygujących, animowanych stron internetowych. Choć często na bakier z usability, zaskakiwały pomysłami graficznymi, interakcją i animacją. Dzisiejsze kreatywne interfejsy nie dorastają tym sprzed paru lat. Dlaczego? Bo tamte były wykonane głównie we flashu, a ta technologia, w wyniku biznesowej gry Steve’a Jobsa, stała się passe. Z kolei promowane technologie natywne jak html5 i canvas są pod kątem multimedialnym 10 lat za możliwościami, które oferował flash. Jobs zanegował potrzebę flasha na urządzeniach mobilnych, bo darmowe gry online to konkurencja dla tych płatnych w App Store. W efekcie flash ograniczył się do obsługi video i gier na desktopach, a multimedialność stron internetowych cofnęła się o całą dekadę.

Technologie natywne to przeważnie lepsze rozwiązanie niż pluginy i prędzej czy później zastąpią flasha na www przy realizacji aplikacji multimedialnych. Jednak powinno się to odbyć w sposób stopniowy i naturalny. Natomiast wygrana wojna Jobsa z flashem odbyła się z pominięciem potrzeb samych internautów. Także developerzy, którzy musieli przesiąść się z Action Script na prymitywny JavaScript mają zapewne poczucie „powrotu do przeszłości”.

Prawa autorskie bez umowy

Można śmiało powiedzieć, że wykorzystanie większości projektów graficznych odbywa się bez pisemnej regulacji przekazania praw autorskich. Jak to w praktyce wygląda? Klient lub agencja zamawia projekt (bądź jakiekolwiek inne dzieło zawierające elementy wizualne), wykonawca wystawia fakturę i wydaje się, że wszystko jest ok. Tymczasem  Art. 53 Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych przewiduje, że przeniesienie praw autorskich wymaga formy pisemnej. Tak więc bez pisemnej regulacji prawa autorskie pozostają przy twórcy nawet pomimo zapłaty wynagrodzenia. Autor w takim wypadku teoretycznie nadal jest dysponentem większości uprawnień związanych z utworem. Może żądać odszkodowania za naruszenie praw, bądź zaprzestania bezpodstawnego wykorzystania utworu. Klienta natomiast chroni tzw. licencja dorozumiana. Może wykorzystywać utwór nawet bez pisemnej umowy, ale tylko na własny użytek, tak więc niedopuszczalna jest dalsza sprzedaż utworu (sublicencja), nie mówiąc już o jego modyfikacji.
Podsumowując: klienci, którzy drukują ulotki zawierające zamówiony projekt graficzny mogą spać spokojnie. Natomiast agencja reklamowa lub interaktywna, która zamawia grafikę, a następnie sprzedaje ją klientowi końcowemu bez pisemnej umowy z twórcą, narusza de facto prawa autorskie. Najlepiej więc zawsze zawierać stosowną umowę w formie pisemnej. Nawet ułomna regulacja to mniejsze ryzyko niż jej brak.

Przekleństwo przeglądarek mobilnych :)

W ciągu ostatnich kilkunastu lat nastąpił spory postęp w zgodności przeglądarek internetowych ze standardami technologii webowych. Z dużym stopniem prawdopodobieństwa można przyjąć, że frontend testowany na bieżąco np. w Chrome będzie się zachowywał podobnie w innych topowych przeglądarkach. O dziwo dotyczy to nawet ostatnich wersji Internet Explorera. Niestety radość deweloperów okazała się przedwczesna i przygasła wraz z popularyzacja urządzeń mobilnych. Przeglądarki mobilne zwłaszcza w starszych wersjach Androida i iOS’a są na bakier ze współczesnymi standardami html i css. Znów, tak jak 10 lat temu, sporą część pracy musimy poświęcić nie na rozwijanie interfejsu, a na szukanie obejść dziwnych zachować przeglądarek mobilnych, dla których zwykły position:fixed to wyzwanie. Chociaż z każdą nową wersja jest lepiej, to i tak spędzimy jeszcze trochę czasu na szukaniu obejść dla prostych rozwiązań, bądź stosowaniu protez typu iScroll.